W jenieckich listach kryją się ludzkie losy
Jeniecka korespondencja to obszerna i ważna część zbiorów Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych. Jako znak więzi z bliskimi była przez jeńców przechowywana bardzo starannie. Muzeum również dba o nią pieczołowicie.
Listy i kartki pocztowe z lat II wojny światowej są taką rodzinną pamiątką, z którą ludziom trudno się rozstać - mówi Violetta Rezler-Wasielewska, dyrektor CMJW. - I zwykle przechowują je, i otaczają troską. Dla jeńców również były bardzo ważne. Starannie w niewoli gromadzone, nie zabierane podczas przeszukań, z racji widniejącej na nich pieczęci "Geprüft" ("Ocenzurowano"), towarzyszyły im w drodze powrotnej do domu, także podczas trudnych, zimowych marszów ewakuacyjnych. Trasy tych marszów często znaczyły rzeczy, które jeńcy zabierali z obozu, a potem, kiedy sił im brakowało, z konieczności porzucali. Taki los spotykał np. książki. Korespondencję starano się zwykle zachować do końca.
Do CMJW przekazany został niedawno m.in. zbiór listów podchorążego, Janusza Ślubicz-Załęskiego. Kolekcja licząca blisko 200 listów i kart pocztowych, pochodzi z lat 1936-1944. Listy i karty z lat 1936-1939 dokumentują los młodego chłopaka, który - zgodnie z rodzinną tradycją (ojciec Stefan Załęski był majorem Wojska Polskiego) - zafascynował się służbą w kawalerii. Trafił do Szkoły Podchorążych przy Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, pełnił też służbę w Junackich Hufcach Pracy oraz w 16. Pułku Ułanów Wielkopolskich w Bydgoszczy. Drugą część zbioru stanowi korespondencja jeniecka wysyłana przez Janusza Ślubicza-Załęskiego do rodziny z Oflagu X A ltzehoe i stalagów VI B Neu-Versen oraz VI G Bonn-Duisdorf w latach 1940-1944. Tworzą ją pełne miłości, nadziei i troski listy do matki Zofii, ojca Stefana i siostry Barbary.
- Pisał je głównie na jenieckich kartach pocztowych i formularzach listów - mówi Piotr Jędorowicz z Działu Zbiorów i Konserwacji CMJW. - Janusz Ślubicz-Załęski jako jeniec najpierw oflagu, a potem stalagów (będąc podchorążym nie miał statusu oficera) - opisywał trudy pracy fizycznej i obozowej codzienności. Listy są też świadectwem trudnych warunków bytowania, bo obok pytań o to, co dzieje się w domu, znajdujemy w nich prośby o przysłanie „tego, co w obozie najważniejsze, czyli chleba i smarowania” albo ciepłego swetra. Jak druga strona reagowała na jego listy nie wiemy, bo korespondencja jego bliskich wysyłana do obozu, już się nie zachowała.
- Ślubicz-Załęski zaangażował się w działalność konspiracyjną. Razem z kolegami chorążymi próbował nawet nawiązać kontakt z Armią Krajową. Jego korespondencja urywa się w marcu 1944 r. Po śledztwie na gestapo w Kolonii trafił on do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie, tu w październiku 1944 r. zmarł na tyfus - dodaje Piotr Jędorowicz. - O jego losie wiemy z listów, które do rodziny wysłał towarzysz niewoli w Stalagu VI G Bonn-Duisdorf, Eugeniusz Jeżek. Zbiór do CMJW przekazała pani Marii Snaglewska, siostrzenica Janusza Załęskiego. Bardzo jej za ten dar dziękujemy.
Po kompleksowej konserwacji wrócił do muzeum zbiór korespondencji Konstantego Prandeckiego, uczestnika kampanii polskiej 1939 r. i jeńca obozów Wehrmachtu. W niewoli Konstanty Prandecki pieczołowicie gromadził i przechowywał całą kierowaną do niego korespondencję, a po zakończeniu wojny ułożył listy chronologicznie, zszył je i oprawił, tworząc swoisty korespondencyjny dziennik.
W pierwszych listach wysłanych w grudniu 1939 r. do obozu żona Konstantego, Gabriela Prandecka i jego dzieci opisały zajęcie rodzinnych Baranowicz przez Armię Czerwoną, wyrzucenie ich ze służbowego, wojskowego mieszkania i wymuszoną ucieczkę całej czwórki przez „zieloną” granicę na terytorium zajęte przez Niemców. Dzieci przedstawiły tę sytuację w liście, który - o dziwo, bez ingerencji obozowej cenzury - został ich ojcu doręczony.
Historia rodziny Prandeckich jest bardzo ciekawa i pełna dramatycznych wydarzeń – przyznaje dyrektor Rezler- Wasielewska. - Listy Konstantego Prandeckiego przekazał nam jego wnuk, pan Juliusz Prandecki. Próbował nim zainteresować znajomego historyka. Ostatecznie rzecz szczęśliwie trafiła do profesor Danuty Kisielewicz, zaprzyjaźnionej z nami i działającej od dawna w Stowarzyszeniu Przyjaciół CMJW oraz Radzie Muzeum, autorki wielu prac nt. jeńców wojennych, i za jej pośrednictwem - do muzeum. Tworzy go nie tylko korespondencja. Także np. rozmaite bileciki z działalności kulturalno-oświatowej jeńców, swoistej sztuce przetrwania. Ten zbiór został przez właściciela już po wojnie oprawiony i przybrał postać jednolitego, współoprawnego albumu. Jeśli będziemy go pokazywać na wystawie, to właśnie w takiej postaci. Nie wolno nam jej naruszyć.
- Dziadka, który był żołnierzem Armii Hallera, zmiana granic w 1921r. zastała w Związku Radzieckim - opowiada Juliusz Prandecki. - Do Polski przedostał się przez Rumunię. Jako hallerczyk nie mógł potem, pod rządami Piłsudskiego, awansować. Przechowałem dokumentację z okresu jenieckiego, czyli listy, które dziadek w niewoli niemieckiej otrzymywał i pieczołowicie zbierał. Niestety, nie zachowała się korespondencja "w drugą stronę". Dziadek stacjonował w Baranowiczach. Przed wyjazdem na front powiedział babci, by jak wybuchnie wojna, uciekała z dziećmi na zachód. Przez „zieloną granicę” nocą przedostali się pod okupację niemiecką i osiedli w Warszawie. Babcia zginęła jednak w powstaniu warszawskim (o czym jeniec Prandecki dowiedział się z listu od dzieci - przyp. red). Dziadek wrócił do kraju w grudniu 1946 r. Po wyjściu z Oflagu poznał jakąś Niemkę i został tam dłużej. Dopiero presja dzieci i siostry zmobilizowała go do powrotu. W 1949 r. zmarł na zawał serca.
- Sporządzoną przez dziadka „książkę” z listami przechowywała najpierw moja mama, po jej śmierci ten zbiór trafił w moje ręce - kontynuuje pan Juliusz. - Zainteresowałem nim mojego pacjenta, profesora historii. Ze względu na wartość kolekcjonerską zbioru (karty, znaczki itp.) byłem nawet namawiany, by go sprzedać. Ale uważałem, że będzie lepiej, jeśli zbiór trafi do muzeum, które zrobi z niego użytek, a pamięć o dziadku przetrwa w ten sposób dłużej.
- Album Konstantego Prandeckiego dotarł do nas w nie najlepszym stanie - przyznaje Elżbieta Góra, adiunkt w CMJW. - W najgorszym była okładka i jej wygląd po pracach konserwatorskich bardzo zyskał. Poszyt złożony jest z kart różnego rodzaju i formatu. Konserwator zdemontował album, rozpinając karty, a następnie poddał zabiegom konserwatorskim każdą kartę, każdy list osobno. Ponadto je zdigitalizował. Dysponujemy więc także kopiami cyfrowymi (skanów jest ponad 400 - przyp. red). Po konserwacji album został ponownie zszyty z dokładnym zachowaniem pierwotnej chronologii. Mocując karty, Konstanty Prandecki użył m.in. czterech gwoździ. Te gwoździe zostały także poddane konserwacji i zabezpieczone przed wchodzeniem w reakcję z papierem.
WARTO WIEDZIEĆ
Muzeum otrzymało od 2016 roku ok. 1800 obiektów
Centralne Muzeum Jeńców Wojennych od 2016 prowadzi akcję pozyskiwania pamiątek po jeńcach. Udało się ją sfinansować dzięki programowi „Miejsca pamięci narodowej” Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Dzięki intensywnej działalności informacyjnej (ulotki, ogłoszenia w gazetach, informacje skierowane do środowisk kombatanckich w kraju oraz do środowisk polonijnych) do muzeum trafiło w tym czasie ok. 1800 obiektów pozostających dotychczas w prywatnych rękach. Z wieloma z nich związana jest jakaś niezwykła historia.
Akcja jest prowadzona nadal, bo wiele pamiątek znajduje się wciąż w domach. Często są zapomniane. CMJW cały czas czeka na przedmioty używane lub wytworzone w niewoli - dokumenty, korespondencję, rysunki, fotografie, ubrania – niezależnie od stanu ich zachowania.
Wszystkie dary wzbogacą zbiory. Osoby zainteresowane przekazaniem pamiątek proszone są o kontakt osobisty telefoniczny, listowny lub e-maiIowy.
Po zdigitalizowaniu obiektów darczyńcy otrzymają albumy z wizerunkami pamiątek wraz z ich zapisem cyfrowym.
Źródło:
Nowa Trybuna Opolska, nr 46(7563), 24-25 luty 2018, str. 12