Pod przymusem
Praca była trudna, a miłość do pracującego jeńca mogła skończyć się śmiercią.
Obchodzony pierwszy raz Dzień Walki i Męczeństwa Wsi Polskiej był w Łambinowicach okazją do pokazania losów jeńców wojennych przymusowo zatrudnianych na Śląsku i w III Rzeszy.
TANIA SIŁA ROBOCZA
Wykorzystanie jeńców do pracy III Rzesza planowała co najmniej rok przed wojną. Już w listopadzie 1939 r. przy jesiennych zbiorach pracowało ich ponad 7 tysięcy.
- Jeńcy, żołnierze Wojska Polskiego, których w obozach Lamsdorf było ponad 72 tys. (nie licząc powstańców warszawskich), to byli w dużej mierze mieszkańcy polskich wsi, którzy przez obóz jeniecki trafili do pracy na opolską, niemiecką wówczas wieś. Samo zatrudnianie jeńców było legalne, ale warunki w praktyce mocno odbiegały od zapisanych na papierze rozwiązań - tłumaczy dr Piotr Stanek z Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych. – Jeńców formalnie chroniło prawo międzynarodowe, ale byli oni tanią, a z reguły darmową wręcz siłą roboczą.
Pracowali w rolnictwie, nieco w leśnictwie i przy regulacji rzek, a zimą na przykład w przetwórniach czy browarach. Często od świtu do nocy, z omijaniem prawa do dni wolnych. Z minimalnej zapłaty potrącano wyżywienie, kwaterunek, wypłacano ją nie w gotówce, a w tzw. walucie obozowej, posiłki dla robotników nie mogły być pełnowartościowe. Mieszkali w magazynach, barakach, często bez sienników i koców. Nie mogli nocować przy gospodarstwach, chodzić w niedziele do kościoła, spożywać posiłków z gospodarzami czy nawet kontaktować się z ludnością, która niejednokrotnie starała się im pomóc. Utrudniano im wymianę odzieży, choć była nowa w magazynach, by osłabić morale i przekonać społeczeństwo, że to „podludzie”. Mimo to rolne komando było szansą na dodatkową żywność, zdobycie kontaktów, ucieczkę czy oderwanie od obozowego piekła.
Od marca 1940 r. zaczęto wywozić jeńców ze Śląska w głąb Niemiec, ale jako cywilnych robotników przymusowych – zmuszano do rezygnacji ze statusu jeńca, a tym samym pozbawiano ochrony prawnej.
DOBROWOLNE ZMUSZANIE
Ten aspekt rozwinął dr Bernard Linek z Instytutu Śląskiego w Opolu. - Sytuacja pracowników przymusowych w Rzeszy była podobna. Na ziemiach wcielonych Niemcy wprowadzili przymus pracy i wręczali kolejnym rocznikom skierowania. W Generalnym Gubernatorstwie zachęcali do „dobrowolnych” wyjazdów agitacją nawiązującą do XIX-wiecznych wyjazdów na Saksy, a potem terrorem, pojawili się też tzw. ostarbeiterzy z podbitych ziem Związku Radzieckiego – wymieniał. Do III Rzeszy w 1942 r. trafiło ok. 2 mln Polaków. Wykorzystywano ich początkowo wyłącznie w rolnictwie, stopniowo w przemyśle, szczególnie ciężkim, budownictwie i górnictwie. Około 1944 r. robotników przymusowych (nie tylko z Polski), razem z pracującymi jeńcami wojennymi było już ok. 8 mln, a w Prowincji Górnośląskiej 168 tys. (z tego 73 tys. Polaków). Po wojnie część dawnych jeńców polskich, zwłaszcza pochodzących ze wschodnich terenów II RP, utraconych na rzecz Związku Radzieckiego, osiedliła się na Śląsku Opolskim, gdzie wcześniej pracowali przymusowo. - To wynikało głównie z faktu, że po 1945 r. nie mogli lub nie chcieli wracać w rodzinne strony, a włączony do Polski Śląsk dawał szansę na zorganizowanie sobie życia na nowo. Postanowili więc osiąść w naszym regionie i pracować na roli, tym razem już jako gospodarze na własnej ziemi. W ten sposób ich epopeja i swoista martyrologia dobiegły końca – podsumowuje dr Stanek.
ZAKAZANA MIŁOŚĆ
Jeszcze jeden aspekt wojny dr Linek pokazał na podstawie krótkiego, 4-minutowego filmu.
Pierwszy kadr: para młodych w otoczeniu grupy mężczyzn i miejscowej ludności, dzieci, muzykantów. To szesnastoletnia Bronia, Polka spod Bytomia, która w 1941 r. pracowała u rodziny Alderów w Ścinawie Nyskiej (Steinsdorf) i Gerhard Greschok, dziewiętnastoletni Niemiec z sąsiedniej Ścinawy Małej (Steinau). Chwilę później widać ich w workach, z napisami na szyi: on - "Jestem niemieckim zdrajcą", ona - "Jestem polską świnią". Są obcinani na łyso przez chłopaka z Hitlerjugend, ich włosy palone, a oni wśród szyderstw, boso prowadzeni przez wieś na posterunek.
Dokument ten, nakręcony wówczas w Ścinawie Nyskiej, odnaleziono w latach 60. ub. wieku w czeskim Sturovie i przekazano do Instytutu Śląskiego.
Szacuje się, że w latach 1940–1943 gestapo dokonało od 700 do 1000 egzekucji polskich robotników przymusowych na terenie Niemiec za bliskie kontakty z Niemkami. Złamanie ustawy a czystości rasowej kończyło się tragicznie. Polak podlegał karze śmierci, wykonywanej często na oczach całej okolicy. Jeśli Niemiec zakochał się w Polce, trafiał do kompanii karnej, a jego wybranka (podobnie jak Niemka za kontakty z Polakiem) do obozu koncentracyjnego albo ginęła w katowniach gestapo.
Tak było też u Bronki i Gerharda. On wysłany na front wschodni został ciężko ranny. Po dwóch latach wrócił do domu, ale zmarł w 1945 roku. Po niej ślad zaginął na komendzie gestapo w Nysie.
Źródło:
Gość Niedzielny, nr 29, 22 lipca 2018, str. IV