Łambinowicka ziemia oddaje wojenne relikty
Zakrojone na wielką skalę międzynarodowe obchody wyzwolenia kompleksu obozów jenieckich w Łambinowicach zostały odwołane w wyniku nieoczekiwanego rozwoju epidemii koronawirusa, a w najważniejszym dniu uroczystości - 17 marca pod Pomnikiem Martyrologii Jeńców Wojennych w Łambinowicach wiązanki złożyli jedynie sami pracownicy muzeum. W pewien przewrotny sposób tragiczne wydarzenia o skali ogólnoświatowej ponownie związały się z dziejami mało komu znanej. niewielkiej podopolskiej wsi.
W lutym na terenie łambinowickich obozów zakończył się kolejny etap prac badawczo-archeologicznych. prowadzonych przez pracowników muzeum, archeologów i członków grup eksploracyjnych. Poszukiwacze spenetrowali m.in. teren kuchni obozowej Stalagu 344 oraz wnętrze jednej z obozowych latryn. przytłaczających swoim ogromem. Z grud gliny. fragmentów pokruszonych cegieł i piachu po ponad siedmiu dekadach światło dzienne ujrzały żołnierskie brzytwy, znaki tożsamości, sygnety, puszki po konserwach. szczoteczki do zębów, fragmenty ekwipunku i umundurowania ... Niemi świadkowie żołnierskiej tułaczki i lat niewoli przypominają o wszystkich nacjach i armiach, których przedstawiciele przeszli przez gigantyczny obóz, a także - o tysiącach jego ofiar.
Łambinowice pewnie nadal byłyby jedną z sielskich, spokojnych miejscowości na Opolszczyźnie, gdyby nie decyzja władz pruskich o stworzeniu na okolicznych polach poligonu wojskowego. Na decyzję tą miało wpływ doprowadzenie do Łambinowic kolei żelaznej, która umożliwiła transport materiałów wojennych na potrzeby rozbudowy poligonu. W latach 1862-1864 pruska armia na odgrodzonym od cywilnych gruntów terenie dysponowała strzelnicami broni ręcznej i artyleryjskiej, ćwiczyło tu wojsko pruskie, testowano tu różne nowe modele dział i karabinów oraz amunicji do nich. Po tamtych czasach pozostały w lasach monumentalne ceglane budowle, mury i wały, wchodzące w skład infrastruktury poligonu. Wkrótce sprawdzane w warunkach poligonowych bronie przeszły chrzest bojowy w wojnie prusko-duńskiej roku 1864, prusko-austriackiej 1866 roku, a zwłaszcza prusko-francuskiej w latach 1870-1871. To właśnie ten konflikt na zawsze związał Łambinowice ze zjawiskiem żołnierskiej niewoli, ponieważ Prusacy, korzystając z istniejącej infrastruktury poligonu oraz połączenia kolejowego wybudowali tu jeden z pierwszych w Europie obozów jenieckich. Instytucja taka, służąca do masowego przetrzymywania wziętych do niewoli żołnierzy przeciwnika, była wtedy dość nową koncepcją - wielkie obozy jenieckie świat poznał w trakcie amerykańskiej wojny secesyjnej, a więc kilka lat wcześniej.
W wyniku wojny między Francją a Niemcami do Łambinowic trafiło łącznie ponad 4 tysiące francuskich jeńców, którzy w obozie przetrzymywani byli do wiosny 1871 roku. Ponad 50 z nich zmarło w niewoli (gównie w wyniku chorób). Ich groby znajdują się na tzw. Starym Cmentarzu Jenieckim.
Wkrótce nastał rok 1914 i wojenne szaleństwo ogarnęło cały świat, a Łambinowice stały się miejscem przetrzymywania jeńców ze wszystkich armii, z którymi przyszło zmierzyć się niemieckim oddziałom. Toczona przez cztery lata wojna światowa wywołała wielki napływ jeńców, co przełożyło się na dalszą rozbudowę obozowej infrastruktury. Obóz stał się rodzajem miasta baraków. Łącznie przetrzymywano tu niemal 100 tysięcy żołnierzy państw Ententy. Bytowali tu Rosjanie, Brytyjczycy, Francuzi, Serbowie, Belgowie, Włosi, Rumuni. Ponad 7000 jeńców pozostało w opolskiej ziemi na zawsze.
Należy jednak dodać w tym miejscu, iż ich śmierć była tragicznym efektem twardego wojennego losu- głównie chorób i złych warunków sanitarnych, których przy ówczesnym poziomie medycyny i nie najlepszych warunków żywieniowych czasu wojny nie można było uniknąć w tak wielkim skupisku ludzi na stosunkowo niewielkim obszarze. Był to czas, gdy bestialstwa wobec jeńców, jakie przyniosła kolejna wojna, były czymś niedopuszczalnym. O honorowym podejściu do wziętych do niewoli przeciwników świadczy choćby właśnie Stary Cmentarz Jeniecki - na którym przybyło tak wiele grobów w latach 1914-1918.
Jeńców chowano tu w godny sposób, w imiennych grobach, a na zachowanych zdjęciach archiwalnych, które obejrzeć można w łambinowickim muzeum widać honorową asystę oraz duchownych wszelkich obrządków, które reprezentowali zmarli. Są tu groby nie tylko katolickie, ale i prawosławne czy żydowskie. Jeńcy jeszcze w trakcie wojny z uzbieranych składek, za aprobatą komendantury obozu, fundowali pomniki zmarłym kolegom, zamawiając je u lokalnych kamieniarzy. Po tamtych czasach pozostała w Łambinowicach smutna żołnierska nekropolia, na której wśród tysięcy krzyży obejrzeć można ciekawe także od strony architektonicznej pomniki wystawione przez jeńców angielskich, serbskich, rosyjskich ...
Jeńcy umierali tu jeszcze długo po tym jak umilkły działa na frontach, gdyż mordercze wtedy epidemie jak tyfus, czerwonka czy gruźlica nie uznawały aktu o zawieszeniu broni, podobnie jak obecnie koronawirus nie uznaje granic. Na wielu krzyżach widać datę śmieci 1919, i w tym także roku ostatni więźniowie Lamsdorf wrócili w końcu do domów.
Obozowa zabudowa powstawała nadal w służbie historii. W zajmowanych wcześniej przez jeńców barakach zamieszkali wkrótce niemieccy przesiedleńcy z tych terenów, które po Plebiscycie 1921 roku oraz Powstaniach Śląskich przypadły stronie polskiej. Ostatni mieszkańcy Górnego Śląska, którzy opowiedzieli się za zamieszkaniem na terenie Niemiec, bytowali w obozie imigracyjnym do 1934 roku, a łącznie przez Łambinowice przeszło kilkadziesiąt tysięcy takich osób.
Złowrogi czas, który miał przesądzić o losie skrywanych przez opolskie lasy miejsc niewoli miał jednak dopiero nadejść. Po dojściu do władzy Hitlera i powstaniu nowej niemieckiej armii - Wehrmachtu - łambinowicki poligon odrodził się jako Truppenübungsplatz Lamsdorf, a w 1939 roku zamienił się w ogromy obóz jeniecki.
Pierwsze transporty wziętych do niewoli polskich żołnierzy trafiły do Łambinowic do utworzonego w sierpniu 1939 roku obozu Dulag B Lamsdorf, który szybko stał się zalążkiem Stalagu VIII B, prawdziwego jenieckiego kombinatu, trudnej do porównania z inną strukturą jenieckiej metropolii o setkach filii.
Wraz z kolejnymi niemieckimi zwycięstwami pierwszego etapu wojny, istniała koncepcja obozów o charakterze narodowym. W jej ramach obóz w Żaganiu - Stalag VIII C miał być obozem dla Francuzów. Stalag VIII B, czyli kompleks w Łambinowicach, przeznaczony był dla Brytyjczyków oraz innych żołnierzy wojsk W spólnoty Brytyjskiej. Wobec postępującego wojennego chaosu, coraz większej liczby jeńców, a także przerostu wojskowej administracji Wehrmachtu idea „narodowościowych” obozów jenieckich umarła śmiercią naturalną, natomiast pozostaje faktem, iż rzeczywiście ogromną ilość jeńców z lat 1940-1942, którzy trafili do Łambinowic, stanowili Brytyjczycy, Kanadyjczycy, Nowozelandczycy, Australijczycy, żołnierze z RPA, Hindusi brytyjskich oddziałów kolonialnych, a z czasem także Amerykanie. Odbicie tej prawidłowości pozostało jedynie w potocznej nazwie obozu „Brittenlager”, nie mającej jednak nic wspólnego z literą B w oficjalnej numeracji obozu. Potoczne określenie było tym bardziej mylne, iż „lokatorami” Lamsdorf byli także Polacy, ogromna liczba Francuzów i Belgów, Jugosłowian, Greków, którym towarzyszyli mniej liczni Norwegowie, Holendrzy, Duńczycy. O ile wszyscy ci jeńcy jako mieszkańcy „obozu brytyjskiego” niezależnie od zróżnicowanego traktowania przez stronę niemiecką, chronieni jednak byli przepisami Konwencji Genewskiej - którą niemieckie władze wojskowe w zdecydowanej rozciągłości respektowały - o tyle to, co działo się w kolejnym powstałym łambinowickim obozie - Russenlager, niewiele różniło się od piekła obozu zagłady.
Stalag 318/VIII F (potem część Stalagu 344) powstał już wiosną 1941 roku z myślą o masach jeńców, których dowództwo Wehrmachtu spodziewało się po planowanym ataku na ZSRR. Hitlerowska podłość i hipokryzja dały już o sobie znać na pierwszym etapie planowania tego obozu. O ile dla chronionych międzynarodowymi konwencjami jeńców europejskich przygotowywano baraki, miejsca do spania, mycia, prania oraz aprowizacji, wziętych do niewoli czerwonoarmistów czekała otoczona kolczastym drutem goła ziemia. Jeńcy - przecież już przed wejściem do obozu wycieńczeni krytycznymi sytuacjami poprzedzającymi wzięcie do niewoli, osłabieni a często ranni lub chorzy - gołymi rękami kopali jamy, w których mieli bytować. Przez swoją własną armię traktowani jako zdrajcy komunizmu i tchórze, obojętni dla inspektorów Czerwonego Krzyża (ZSRR nie podpisał Konwencji Genewskiej; faktem tym Niemcy wielokrotnie usprawiedliwiali szykany wobec sowieckich jeńców), wystawieni na barbarzyństwa strażników, radzieccy jeńcy umierali tysiącami.
Z pierwszego transportu, liczącego cztery tysiące ludzi, wojnę przeżyło pięć osób, a z łącznej ilości 200 tysięcy radzieckich jeńców, w Łambinowicach umarło lub zostało zakatowanych 40 tysięcy. Ich ciała, wrzucane do zbiorowych dołów, zostały już na zawsze w Stalagu 344. Nikt już nie interesował się ich nazwiskami, nie stawiał nagrobków. W Russenlager zdarzały się przypadki kanibalizmu, a czasem obozowi strażnicy dla rozrywki rzucali z wież konserwę czy kawał bochenka chleba, o który wśród doprowadzonych do ostateczności Rosjan wybuchała walka, kończąca się zwykle śmiercią dla kilku współwięźniów. Z obozu wysłano też kilka transportów do obozów zagłady, w ich składzie były też kobiety-żołnierze, które w Armii Czerwonej masowo pełniły służbę bojową jako artylerzystki, czołgistki czy piloci. Masowe groby Sowietów zostały odkryte w Łambinowicach w lipcu 1945 roku, z czym też wiąże się przemilczany przez lata tragiczny wątek: obóz po wojnie był miejscem przetrzymywania Ślązaków, uczestniczących w tzw. tragedii górnośląskiej. Obarczone winą za hitlerowskie zbrodnie - niewinne kobiety z okolicy, gołymi rękami dokonywały sondażowych odkrywek w miejscach dołów śmierci. To na podstawie tamtych prac szacuje się liczbę ofiar „russenlagru” na 40 tysięcy, choć są głosy iż ziemia może kryć więcej ciał. Okoliczne Ślązaczki, zapędzone do prac ekshumacyjnych bez żadnych zabezpieczeń, także przetrzymywano w sposób urągający cywilizacji. Efekt: epidemia tyfusu, i kolejne groby w Lamsdorf.
W kolejnych latach powojennych cisza zapomnienia zapadła nad łambinowickim obozem. Wojsko Polskie od lat 50. ponownie wykorzystywało łambinowicki poligon zgodnie z jego pierwotnym przeznaczeniem, co trwało do lat 90., i przełożyło się na zniszczenie wielu zalegających w ziemi zabytków pozostałych po jeńcach trzech wojen. Objęcie znacznych obszarów dawnych obozów statusem terenu wojskowego i zakazem wstępu poskutkowało też brakiem możliwości prac archeologicznych, a wiele obozowych obiektów pochłonął las. Były także pozytywne przypadki - często na rozkaz przełożonych żołnierze odnosili do powstałego w 1964 roku Muzeum Martyrologii jeńców Wojennych w Łambinowicach odkryte podczas manewrów artefakty; tą drogą do zbiorów muzeum trafiło znalezisko kilkudziesięciu jenieckich nieśmiertelników, odkrytych w tym samym miejscu. Z biegiem czasu Łambinowice zaczęli odwiedzać jego byli jeńcy, z których wielu spędziło w obozie więcej czasu, niż aktywnie walcząc na wojnie. Do dziś z całego świata przyjeżdżają tu rodziny i bliscy tych, dla których pobyt w Łambinowicach stał się przymusowym etapem życia. Powtarza się wywołana obozowymi realiami prawidłowość - o ile rodziny z Zachodu odwiedzają miejsce związane z wojenną odyseją kogoś ze starszego pokolenia w rodzinie, o tyle przybysze ze Wschodu odwiedzający Lamsdorf składają hołd zmarłym, spoczywającym w masowych grobach.
75. rocznica wyzwolenia obozów jenieckich w Łambinowicach to okazja do podsumowania działalności muzeum, ukazująca jak funkcjonowanie placówki zmieniało się na przestrzeni dekad do dnia dzisiejszego. Centralne Muzeum Jeńców Wojennych jest dzisiaj instytucją, która prowadzi rozległą i intensywną działalność, docierając z nią także do odbiorców w całym kraju i poza jego granicami.
- Niezwykle silny antywojenny przekaz Miejsca Pamięci Narodowej w Łambinowicach, zwielokrotniony powtarzającą się ludzką tragedią i uwypuklający bardzo wymownie straszliwe skutki wojen, czyni je miejscem o wyjątkowym potencjale refleksji edukacyjnej - wyjaśnia dr Violetta Rezler-Wasielewska, dyrektor Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych. - Fakt zaś, że muzeum, które się nim opiekuje już ponad pół wieku, w swojej głęboko humanistycznej misji nie pominęło żadnych treści z nim związanych, również tych, jakie stricte jenieckie nie są, uważam za bardzo pozytywne i też tak charakterystyczne dla złożonej historii Śląska. Instytucja ta działająca na styku historii i polityki, od 55 lat pokonując rozmaite przeszkody, również natury mentalnej, konsekwentnie buduje swój wizerunek muzeum otwartego. Z małej placówki przekształciła się w unikatową nie tylko w skali kraju instytucję o bogatym dorobku naukowym, wystawienniczym, edukacyjnym oraz wydawniczym, dysponującą specjalistycznymi zbiorami, które skutecznie powiększa, troskliwie chroni i chętnie udostępnia.
Najważniejsze kierunki misji, jaką od lat prowadzi muzeum w Łambinowicach, to dokumentowanie i badanie losów jeńców podczas I i II wojny światowej. Zadanie to realizują oba oddziały muzeum - w centrum Opola przy ul. Minorytów 3 oraz w samych Łambinowicach, na terenie obozu. Początkowo działalność placówki skupiała się głównie na rozmaitych aspektach niemieckiego systemu obozów jenieckich, z czasem tematyka ta została uzupełniona o takie aspekty jak system sowieckich łagrów, do których trafiali polscy żołnierze i ludność cywilna czy obozy internowania Polaków w Rumunii, czy na Węgrzech, a także obozy w których z różnych przyczyn przetrzymywani byli cywile. W przybliżeniu całej zawiłości istnienia takich miejsc pomagają prezentowane zwiedzającym zbiory muzealne, pośród których jednym z najbardziej unikatowych eksponatów jest sam obóz i jego rozległy teren, który można zwiedzać pieszo lub na rowerze. Odwiedzający muzeum w Łambinowicach zobaczyć mogą unikatowy fragment baraków Stalagu 344, przy czym jeden z budynków tych został w pełni odrestaurowany, do jego wnętrz wstawiono nawet jenieckie prycze. Siedziba placówki w Łambinowicach mieści się w budynku dawnej komendantury obozu przy ul. Muzealnej 4. Na wystawie pokazane są przedmioty osobiste ludzi, którzy byli tu przetrzymywani, wśród eksponatów znajdują się kubki, sztućce, menażki i manierki, buty czy elementy umundurowania stanowiące kiedyś skromny dobytek jeńców. O randze tych eksponatów świadczy fakt, iż są to autentyki pochodzące dokładnie z Łambinowic. Wiele z nich zostało po latach ofiarowanych przez rodziny byłych jeńców. W ten sposób do zbiorów w Łambinowicach trafiły np. sygnety oraz biżuteria wykonane z przedmiotów codziennego użytku (m.in. szczoteczek do zębów oraz puszek po konserwach) przez nowozelandzkiego jeńca Jamesa Craiga. Na odwiedzających wielkie wrażenie robią umieszczone pod szkłem listy i kartki pocztowe, których treść w wielu wypadkach można odczytać. Na zbiór korespondencji składa się zarówno ta oficjalna, która wysyłana na specjalnych blankietach poczty jenieckiej przechodziła przez cenzurę, jak i tajna, nielegalnie przerzucana przez jeńców między drutami. Należą do niej listy powstańców warszawskich, których pierwszy transport przybył do Łambinowic w październiku 1944. W tej grupie jeńców było bardzo wiele kobiet i dziewcząt, które do niewoli dostały się razem ze swoimi mężami czy chłopakami. Rozdzieleni w osobnych barakach mogli kontaktować się jedynie poprzez przekazywane z rąk do rąk wiadomości zapisane na skrawkach papieru. Ekspozycję uzupełniają zdjęcia, rysunki oraz wiele autentycznych dokumentów, formularzy i map.
Jak informuje muzeum, wstęp jest bezpłatny dla wszystkich zwiedzających. Istnieje możliwość odpłatnego zwiedzania muzeum i miejsca pamięci z przewodnikiem. W soboty, niedziele i święta dotyczy to tylko grup zorganizowanych. Powinny one liczyć przynajmniej 15 osób. Opiekunowie grup zorganizowanych są zwolnieni z opłaty. Rezerwacja terminów dla grup zorganizowanych jest obowiązkowa. W celu zwiedzenia miejsca pamięci można wynająć rower lub samochód z kierowcą (po dokonaniu wcześniejszego zgłoszenia).
Źródło:
Śląsk, nr 3 (294), Marzec 2020, str. 52-55