Doczekał wyzwolenia, skonał z głodu

Kiedy 17 marca 1945 roku oddziały Armii Czerwonej wkroczyły na teren obozu w Lamsdorf, zastały tam garstkę wycieńczonych jeńców. Wśród nich był Siergiej Woropajew. Doczekał wyzwolenia, ale kilka dni później zmarł z wycieńczenia.

Minęło właśnie 70 lat od oswobodzenia Stalagu 344 Lamsdorf, jednego z największych w Europie obozów jenieckich Wehrmachtu. 17 marca 1945 r. oddziały Armii Czerwonej wkroczyły na jego teren, do radzieckiej części - Russenlager.

- W barakach Rosjanie zastali setki zmarłych oraz kilka tysięcy chorych i konających jeńców radzieckich; byli to ci, którzy nie dali rady wziąć udziału w pieszej ewakuacji obozu, jaka miała miejsce w końcu stycznia 1945 r. Zostali więc w barakach - mówi dr Małgorzata Klasicka z Centralnego Muzeum Jeńców Wojennych w Łambinowicach-Opolu.

Do drugiej części stalagu, nazywanej brytyjską (Britenlager), położonej w odległości 2 km, żołnierze Armii Czerwonej dotarli 18 marca

To był koniec jednego z największych w Europie obozów jenieckich Wehrmachtu.

Zginęło tam w sumie około 40 tysięcy jeńców - z zimna, chorób i wycieńczenia. Pierwszych trzymano pod gołym niebem; przed zimą nie udało się wystawić wystarczająco dużo baraków. Jeńcy umierali masowo. - Chowano ich warstwami w bezimiennych mogiłach - mówi dr Klasicka. - Kilka miesięcy po wyzwoleniu obozu odkryto w Łambinowicach te zbiorowe mogiły. Na przełomie 1945 i 1946 roku badano groby, co pozwoliło oszacować liczbę ofiar właśnie na około 40 tysięcy. Potem zorganizowano oficjalne, symboliczne uroczystości pogrzebowe.

Ile grozy, koszmaru i głodu...

Trzy lata spędził w obozie w Lamsdorf Siergiej Woropajew. Nie wiemy, w jaki sposób tam trafił, ani kim był z zawodu.

Praktycznie od początku niewoli pisał dziennik; tak jak dla wielu innych jeńców, była to dla niego odskocznia od beznadziejnej codzienności, możliwość zebrania myśli, opanowania chaosu panującego w głowie, zażegnania nudy.

Siergieja przez całą niewolę prześladowało widmo głodu; pisał o tym w swoim dzienniku obsesyjnie. Bał się go wręcz proroczo: zmarł z wycieńczenia w kilka dni po odzyskaniu wolności.

15 kwietnia 1944 roku napisał: "Dzisiaj zbombardowano ciężarówkę z ładunkiem czosnku przeznaczonego dla kuchni. Udało mi się zdobyć jedną jego główkę".

Dzień później: "Dopiero co przechadzałem się po obozie. Rosjanie (...) chodzą parami. Jest tu dużo Rosjan, Ukraińców, Białorusinów, Serbów, Polaków, Czechów i jeńców innych narodowości (...). Widziałem dziewczęta, kobiety. Jakie wrażenie? Absolutnie żadne, asceta, żadnego cielesnego zmysłu? Nieprawda! Jedna myśl przerażająco przytłacza... nażreć się...".

Zbieram okruszyny chleba

20 kwietnia 1944. "Dziś mijają dwa lata, jak znalazłem się w Niemczech w obozach jenieckich. Od dwóch lat jestem głodny. To straszne myśleć o tym, że w ciągu tych dwóch lat człowiek nigdy nie był najedzony, lecz zawsze głodny. (...) Rzuciłem palenie. Tytoń sprzedaję. Zbieram okruszyny chleba. Trzeba żyć. Jutro otrzymam margarynę".

29 kwietnia 1944. "Dostałem chleb gorszej jakości. Do tego był wilgotny i kromka była mniejsza. I ze złości, że mi się nie poszczęściło, cały przydziałowy chleb zjadłem natychmiast. I teraz muszę czekać do pory śniadania, to jest do 4-5 rano".

19 maja 1944. "Przyszła mi do głowy pewna myśl, przypomniałem sobie z Sałtykowa-Szczedrina pewnego bohatera, który wypowiadał się, co to jest życie bez idei. Dajmy na to, będąc cywilem, miałem ideę. Jaką mam ją teraz? Teraz mam jedną - nażreć się. Jest to osnowa, w której zawarte jest wszystko: sposób myślenia, horyzont myślowy. (...) Ostatnie dwa tygodnie przeżyłem dobrze, jak na jeńca w niewoli. Każdego dnia zjadałem 1 kg chleba, w sumie 16 dni i 16 kilogramów chleba. To pierwszy taki przypadek podczas mojego pobytu w niewoli".

Zabijali za odpadki

16 lutego 1945. "Dziś, w ciągu jednego dnia zabili 12 ludzi, a 8 ciężko ranili. Ludzie ci szli do kuchni, chcąc coś dostać do jedzenia, chociażby pomyje i odpadki. Ale niestety, nieszczęśni padli z rąk zbrodniarzy. Tak w ogóle to do naszych strzelają jak do ptaków. (...) Morzenie głodem przedłuża się".

1 marca 1945 roku, na dwa tygodnie przed wyzwoleniem obozu, Siergiej Woropajew notuje słabnącą ręką: "Jeszcze trochę żyję, staram się nie podnosić z pryczy. Czuję ogromną słabość w nogach, i w ogóle czuję się wyschnięty, jednak nie od choroby, a od głodu. I jakże tutaj nie wyschnąć, jeśli od 27 stycznia dali nam wszystkiego pięć racji chleba. To jest zdumiewające - w ciągu całego miesiąca i czterech dni zjeść półtora kilograma chleba. Jakie to powoduje cierpienie...".

Cztery dni później, 5 marca, po raz ostatni bierze do ręki ołówek. Zastanawia się, co by było, gdyby faszyzm nie morzył go głodem. Może wtedy udałoby mu się wrócić do rodziny z ciężką gruźlicą, na jaką zapadł w niewoli, i byłby wtedy dla niej tylko ciężarem?

Ma już tylko jedno marzenie: usłyszeć dudnienie ziemi pod naporem wojska, które idzie, by oswobodzić obóz.

Jeden z ostatnich zapisów: "Osiągnąłem w życiu taki stan, że śmierć nie jest mi już straszna (...). Chodzą pogłoski, że w odległości 6 kilometrów nasi żołnierze zdobyli wioskę, ale nie słychać wystrzałów. Niczego zresztą nie słychać, absolutna cisza. Żeby przed śmiercią chociaż usłyszeć łoskot broni, wybuchy pocisków! I żeby ziemia dudniła jak diabli. (...) Na mnie nadszedł już czas. Nie podnoszę się już z pościeli".

Wstrząsający list do ojca

- Dziennik Siergieja Woropajewa został napisany w formie listu do ojca - mówi dr Małgorzata Klasicka. - Maszynopis dziennika został nadesłany do naszego muzeum przez innego jeńca obozu, obecnie mieszkającego w Moskwie. Zdecydowaliśmy się opublikować dziennik w "Szkicach z dziejów obozu w Lamsdorf / Łambinowicach" ze względu na jego wstrząsający charakter oraz walor nie do przecenienia, gdy chodzi o prawdę historyczną - dodaje dr Klasicka.

Woropajew zmarł w obozie wskutek choroby spotęgowanej głodem 23 marca 1945 roku, czyli w pięć dni po jego wyzwoleniu.


Źródło:
http://opole.wyborcza.pl/opole/1,35114,17639026,Doczekal_wyzwolenia__skonal_z_glodu.html

wstecz